Zła pogoda nie istnieje!
Od kilku lat wiodę wiejskie życie i dobrze mi z tym. Owszem, zakupy czy załatwienie czegoś w urzędzie wiąże się z wyjazdem – samochodem, pociągiem czy choćby rowerem, ale i tak w ogólnym rachunku nasze miejsce zamieszkania wychodzi mocno na plus. Stwierdza to właściwie każdy, kto tu kiedykolwiek był.
Latem, kiedy liście rosną bujnie, wokół nie widać żadnych sąsiedzkich zabudowań. Wczoraj tuż koło tarasu spacerowały trzy sarny. Zające i dzikie kaczki to niemal nasze domowe zwierzęta. Dla dzieci ta bliskość przyrody to idealne warunki do rozwoju. Nie ma pogody, która zniechęciłaby je do wyjścia na dwór. Sztuką jest tylko dobrać odpowiednie ubranie i obuwie.
Sądząc po pytaniach na rodzicielskich forach, pogoda zaskoczyła rodziców. Nawet moja ulubiona internetowa koleżanka, która jeszcze miesiąc temu twierdziła, że „niedługo [na blogach] będą pisać jak się zesrać aby się nie obesrać”, w zeszłym tygodniu szukała na Facebooku porady ubraniowej:) Ruszam na pomoc!
Ubierając dzieci, kieruję się następującymi zasadami (w tej kolejności):
- Ma być w sam raz ciepło i sucho. Uściślam. Dzieciom niechodzącym zakładamy o jedną warstwę więcej niż sobie (kocyk to też warstwa!). Dzieciom chodzącym (czyli w praktyce biegającym) zakładamy o warstwę mniej. Ciepła nie sprawdzamy na nosku i rączkach – te u niektórych, np. u mnie, są zimne cały czas. Sprawdzamy, czy kark nie jest gorący – jak nie jest, to okej. Jeśli zaczyna być niebezpiecznie ciepły – lepiej zdjąć warstwę, zanim dziecko się spoci. I jeszcze jedna ubraniowa mądrość: bezpieczniej jest dziecko przechłodzić niż przegrzać. Chłód nie powoduje choroby (serio? serio!), dopiero bakterie i wirusy. Owszem, wychłodzony organizm jest na nie bardziej podatny, ale szybciej spotkasz takiego zarazka w ciepełku niż w chłodzie. I mały test: czy kiedy dziecko mówi, że mu zimno, wierzysz mu? Z pewnością tak. A gdy twierdzi, że mu ciepło, odpuszczasz czapkę czy kurtkę? Właśnie. Zaufaj, że mówi, co czuje.
- Ma być wygodnie oraz niekrępująco. Dotyczy to zarówno noszenia ubrania, jak i jego zakładania/zdejmowania. W przypadku leżących niemowląt najlepiej sprawdza się niewiele warstw ubrania plus ciepły kocyk i śpiworek lub okrycie gondoli wózka. Tak więc naszym zimorodkom na spacery w wózku zakładałam jednoczęściowy kombinezon i czapeczkę. Szkoda nerwów na dodatkowe sweterki czy spodenki, skoro całego człowieka można otulić od wierzchu i po krzyku. Dzieci biegające najlepiej ubierać na cebulkę (czyli warstwowo – pamiętacie, cebula ma warstwy i ogry mają warstwy;), co by można było je ewentualnie rozbierać podczas spaceru. Jeśli jest wiatr lub chłód, trzeba pamiętać o czapce zakrywającej uszy. Aha, ale bez paniki. Jeśli dziecko od czasu do czasu zdejmie na chwilę czapkę, nawet w chłodny dzień, nic się nie stanie – to element zdrowego hartowania. Ważny jest też szalik lub chustka, które nie krępując ruchów zasłonią szyję (robi się nieprzyjemnie, gdy wiatr szaleje za kołnierzem). Niedawno dziewczynki dostały dwustronne, welurowo-bawełniane bandanki Mon Petit Bleu na regulowany zatrzask, które bardzo dobrze sprawdzają się w tej roli. Szara strona pasuje nam do kolorowych kurtek, a ta w lizaki – do bardziej stonowanych i jednolitych. W obu wersjach jest miękko i wygodnie oraz ciepło. Dodatkowe ich atuty to bezpieczne materiały i miejsce produkcji: Polska.
Osobna kategoria dzieci (poza niechodzącymi i biegającymi) to przedszkolaki. Ich też dotyczy zasada cebulki, ale sprawa się komplikuje, bo wszystkie warstwy będą musiały założyć bez Twojej pomocy, wychodząc na spacer z grupą. Zadbaj, by było to jak najprostsze zarówno dla dziecka jak i dla pań nauczycielek (25 dzieci w pięciopalczastych rękawiczkach to 250 palców do ubrania – litości!). Niewesoło jest też, gdy całej grupie trzeba „pododziać” rajstopki. Lepiej więc puścić dziecko do sali w wygodnych rajtuzkach czy legginsach, a spodnie z wierzchu zostawić w szatni. Starszaki czasem przeciw tym rajtuzkom się buntują. Zimą sprawa się rozwiąże – na dres można będzie założyć kombinezon i po sprawie. Jesienią pojawia się również problem znacznych różnic temperatur: rano, gdy ciągniesz pociechę do przedszkola, jest -5 stopni, po południu, gdy wesoło biegnie do domu, +15. I tu metoda „na cebulkę” się sprawdzi. Wierzchnią kurtkę, odporną na deszcz i wiatr dźwigasz Ty, dziecko śmiga w polarze lub bluzie.”Niekrępująco” oznacza dla mnie – poza wygodą – również brak obaw o zniszczenie ubrania. Ubieram dzieci tak, by nie było rozpaczy, gdy wrócą umorusane, a nawet tu i ówdzie podarte po swobodnej zabawie. - Ma być adekwatnie do sytuacji. Na co dzień kieruję się przede wszystkim punktem pierwszym i drugim, ale gdy jest jakieś święto, uroczystość rodzinna czy występ, dzieci ubrane są elegancko (co nie wyklucza punktu 1. i 2.;) Drażni mnie, gdy widzę w teatrze maluchy (i dorosłych, o zgrozo!), ubranych w dres. Uważam, że pewne podstawowe zasady savoir vivre’u (i survivalu, ale o tym nie dzisiaj) warto wprowadzać od małego, zwłaszcza że dla dziecka taka wyprawa w wyjątkowym ubraniu nabiera specjalnego znaczenia.
- Ma nie kłuć mnie w oczy (pstrokacizną lub paskudztwem). Jestem wrażliwa na urodę ubrań, ale ważniejsze są dla mnie poprzednie punkty. Nawet najpiękniejsze ciuszki będą zalegały w szafach, jeśli nie są miękkie i wygodne. Patrząc na dziecko czuję wszystkie drapiące metki, gryzące swetry, sztywne kołnierzyki… dlatego nie zaglądam na większość blogów z wystylizowanymi do przesady dziećmi;) Proste kroje i naturalne materiały – tego wymagam od dziecięcej mody. Przede wszystkim – ubiór ma nie szkodzić (czytaj: nie przyćmiewać naturalnego uroku wydumanymi stylizacjami).
Na palcach jednej ręki mogłabym policzyć dni, w których nasze dzieci nie były na dworze. Zniechęcić nas może tylko naprawdę silny wiatr (urywający głowy, taki, od którego nijak nie da się schować) czy syberyjski mróz. Jak słusznie ktoś zauważył, nie ma złej pogody, są tylko nieodpowiednie ubrania. Dzieci przebywające wiele czasu na dworze, bez względu na pogodę, chorują mniej. Pobyt na świeżym powietrzu to naturalna inhalacja i ogromna dawka ruchu. Często jest to też czas zacieśniania więzi rodzinnych, doskonalenia kompetencji społecznych i budowania pewności siebie (pod warunkiem, że damy dziecku wiele swobody). Przebywanie na dworze, bez względu na pogodę, hartuje ciało i duszę. Wierzę, że dziecko, które nie boi się chłodu i zamiast włączać tablet założy kalosze, stawi czoła również poważniejszym niż pogodowe problemom. Nie będzie szukało wymówek, lecz sposobów. Ale to już temat na inny wpis…
Wpis powstał w ramach współpracy z firmą Motherhood.
Więcej na mojej stronie
-
Ola Okrojek
-
http://www.elementarzmamy.pl/ Izabela
-
-
http://wspolczesna-mp.pl WspolczesnaMP
-
http://www.elementarzmamy.pl/ Izabela
-
-
http://zdrowe-mysli.pl Dominika
-
http://www.elementarzmamy.pl/ Izabela
-
-
http://tosimama.blogspot.com/ TosiMama
-
http://www.elementarzmamy.pl/ Izabela
-
-
http://www.puffa.pl Puffa.pl
-
http://www.elementarzmamy.pl/ Izabela
-