Za dużo trawki, Profesorze?
A może czas zmienić dilera? Takie myśli krążyły po mej głowie po przeczytaniu tekstu, jaki zamieścił na swoim Twitterze pragnący rozgłosu naukowiec.
Jeśli nie wiecie, co też napisał ów sędziwy pan, spieszę zacytować:
„Sześciolatki niezdolne do rozpoczęcia nauki są albo niedorozwinięte, albo chore, albo leniwe, albo głupio chowane. Współczujmy rodzicom”.
Jako mama (niemal) sześciolatka, niezdolnego do rozpoczęcia nauki, z góry dziękuję za współczucie. Proszę sobie oszczędzić.
Mam zdrowe, świetnie rozwinięte (w niektórych sferach aż ponad swój wiek), chętne do działania i ciągłych odkryć, mądrze wychowywane dziecko.
Współczucie należy się raczej osobie, która plecie bzdury na tematy, o których najwyraźniej nie ma pojęcia, w sposób urągający piastowanym stanowiskom, wykształceniu i tytułom. Dlaczego to robi? Może dla większej popularności, może to zaczyna się otępienie, a może po prostu z nadmiaru marihuany, której Profesor jest piewcą i miłośnikiem. Szczerze, nie wiedziałam, że może być aż tak szkodliwa. Nie będę jednak zajmować się diagnozą Profesora, szkoda na to mojego czasu.
Chętnie jednak zwrócę się do dotkniętych (lub rozbawionych) słowami Profesora rodziców.
Jeśli czujecie, że Wasze dziecko nie powinno jeszcze rozpoczynać nauki w klasie pierwszej, kierujcie się do poradni psychologiczno-pedagogicznej z wnioskiem o opinię w sprawie odroczenia obowiązku szkolnego. To rozwiązanie znacznie lepsze niż cofanie dziecka do „zerówki” w trakcie roku szkolnego. Taki powrót to jak wycofanie awansu, jak komunikat: „nie poradziłeś sobie”. Jednak nawet cofnięcie dziecka do rocznego przygotowania przedszkolnego jest rozwiązaniem lepszym niż brnięcie dalej tam, gdzie ono sobie nie radzi.
To nie wstyd pójść do poradni. To nie wstyd zostawić sześciolatka w „zerówce”. To nie wstyd zadbać o dobro swojego dziecka, to obowiązek i przejaw rodzicielskiej odpowiedzialności.
Dlaczego dobrze rozwinięte sześcioletnie dzieci nie zawsze są zdolne do rozpoczęcia nauki (szkolnej)? Ano dlatego, że program, a często i konkretna szkoła nie są dostosowane do poziomu przeciętnego sześciolatka. Gotowość szkolna oznacza określony stopień rozwoju poznawczego i emocjonalnego. Uczenie przeciętnego sześciolatka czytania i pisania (tak jak przewiduje to program) to jak przymuszanie sześciomiesięcznego dziecka do chodzenia. Organizm po prostu nie jest w stanie tego opanować. W wielkim skrócie, zmysły wzroku, słuchu i mowy nie są na to gotowe. Dziecko nie jest też w stanie zmobilizować się i skoncentrować na nauce.
Są oczywiście wyjątki i stanowią je te sześciolatki, które dotąd mogły pójść do szkoły na zasadzie przyspieszenia obowiązku szkolnego. I komu to przeszkadzało?
„Odroczyliśmy” naszego (prawie) sześciolatka od obowiązku szkolnego i w dniu, w którym odebrałam opinię z Poradni, naprawdę odetchnęłam z ulgą. Nie jestem gotowa na ślęczenie z synem nad tym, na co zdecydowanie jeszcze za wcześnie. Nie jestem gotowa na powikłania związane ze zbyt wysokimi wymaganiami. Nie jestem i nigdy nie będę gotowa na to, by fundować mu poczucie porażki i kłopoty emocjonalne w imię czyjegoś widzimisię i lekkomyślnych decyzji rządzących.
P.S. Nie jestem przeciwna sześciolatkom w szkołach. Zapisałabym tam nawet i trzylatka pod warunkiem, że pod nazwą „szkoła” kryłyby się piętnastoosobowe grupy dzieci przebywające pod czułą opieką odpowiedniej ilości kompetentnych nauczycielek, pracujących według programu zgodnego z potrzebami rozwojowymi podopiecznych, we właściwie urządzonych i wyposażonych wnętrzach. A jak wygląda pierwsza klasa w polskiej szkole? Serdecznie zachęcam Was do zapoznania się z tym doskonałym artykułem. Nic dodać, nic ująć.
A Profesorowi Vetulaniemu polecam korepetycje z psychologii rozwojowej oraz odwiedzenie kilku losowo wybranych podstawówek.
Więcej na mojej stronie
-
Kasia Staniak
-
http://www.dzieciowo.pl/ Kruszyzna
-
www.kilkuetatowamama.com
-
http://www.elementarzmamy.pl/ Izabela
-
www.kilkuetatowamama.com
-
-