Sam sobie zrobiłem zdjęcie siebie, czyli informatyzacja małego amisza:)
– Co robiłeś u Szymona? – spytałam, gdy nasz pięciolatek wrócił od kolegi. –Graliśmy w „Auta 2”- odpowiedział. – Aha, na Playstation? – chciałam wiedzieć. – Jeszcze w Toy Story, on ma taką grę – padła odpowiedź, całkiem nieadekwatna do pytania. Tu z rosnącym zdumieniem zaczęłam podejrzewać, że był to pierwszy kontakt syna z konsolą – Ale na komputerze czy na konsoli? – nie ustępowałam. – Na telewizorze. Szymon ma telewizor i taką okrągłą podstawkę i na nim graliśmy. – Aha, i miał pady? Padami graliście? – dociekałam dalej. – Takie miał trzymawki – dziecko zademonstrowało grę niewidzialnym padem. – Czarne czy białe były te trzymawki? – wtrącił się Tatuś znad zlewu. – Czarne. – To Playstation – padła z kuchni diagnoza.
Po tym dialogu zaczęłam się zastanawiać, czy nie krzywdzimy dziecka. Pady nazywa „trzymawkami”, nie odróżnia XBoxa od Playstation, nie korzysta z tabletu, nie ma własnego telefonu. Niechybnie zginie w dzisiejszym świecie! – Przecież bez elektroniki ani rusz – podpowiadała mi matczyna troska. Na domiar złego wyręczamy dziecko włączając odpowiednie kanały, ustawiamy wybrane przez nas gry komputerowe i limitujemy czas spędzany przed ekranem. – Samodzielność, matko… – odezwał się ten sam głos. I przecież my nie mamy tabletu. Ani jednego!
Moje obawy nasiliły radosne okrzyki syna (lat 5, prawie 6)
– Zrobiłem zdjęcie samemu sobie! Sam sobie zrobiłem zdjęcie siebie! – Dopóki nie zagląda na Instagrama i Facebooka myśli, że wpadł na to pierwszy, w dodatku przez przypadek. Jak ten mały amisz odnajdzie się w wirtualnym społeczeństwie? Co będzie miał do pokazania na Insta i Fejsie? Jest źle, ale może jeszcze nie za późno?
Zaraz, zaraz – wstrzymałam konie w drodze do sklepu RTV. Młody nie wygląda jakby mu czegoś brakowało. Jest wygadany jak mało kto. Kiedy latem spodobała mu się gra w golfa, sam podszedł do graczy i poprosił o krótką lekcję. (O kupnie tabletu nigdy nie wspomniał). Niemal codziennie spotyka się z kolegą czy koleżanką po szkole, społecznie więc nie kuleje. Urządzają zabawy wśród drzew i indiańskie polowania. Co wieczór z uwagą słucha czytanej przez nas książki. Rysuje i układa klocki. Ma ulubione bajki telewizyjne. Wspólnie sprawdzamy w Internecie, jaki dźwięk wydaje hipopotam i ile waży czołg. Razem denerwujemy się na „głupie reklamy” (- Synku, oni oszukują, że bez tego serka będziesz miał słabe kości, żebyśmy go kupowali. – Ale my się nie damy nabrać! Nie kupimy, prawda, mamo?). W szkole z radością witają Tymka koledzy. Czy zabrakło mu czegoś przez te niemal sześć lat?
Słuchał śpiewu ptaków i silnika samolotu. Kąpał się w morzu i kałuży. Bawił się w teatr i zasiadał na widowni. Tworzył i niszczył. Jego dłonie zatapiały się w piasku, trawie, chwytały kamienie i rozcierały błoto. Nie znają tylko jedwabistej gładkości tabletu:)
I jak teraz o tym rozmyślam, to cieszę się, że w tej właśnie kolejności poznaje świat. Od gleby. Wszystkimi zmysłami. Bo realny świat, zrozumiały dla malucha i przedszkolaka to przestrzeń, ruch, bogactwo zapachów, dźwięków i kolorów (pisałam już o tym tutaj: „Czy kupić roczniakowi iPhone’a?„). Przedmioty, którymi można manipulować. Ludzie, z którymi można rozmawiać, przekazywać sobie gesty, w których można się wtulić. Właśnie wtedy, w ruchu i aktywności powstaje w mózgu dziecka najwięcej synaps, a w pamięci – mnóstwo ważnych, dobrych wspomnień, budujących jego osobowość.
Czy ja uważam, że tablet lub smartfon niszczą te synapsy? Nie. Nie, jeżeli są używane mądrze. Według opracowania Fundacji Dzieci Niczyje na potrzeby kampanii Mama Tata Tablet rozsądne użytkowanie oznacza: nie za wcześnie (przed 2 rokiem życia), nie za często (codziennie) i nie za długo (2×15 minut dziennie dla najmłodszych dzieci) oraz pod nadzorem dorosłego. Sama trafiam w sieci na treści, które mnie przerażają, a jestem stara i mało co może mnie zdziwić. Niezmiennie jednak zaskakują mnie reklamy o zabarwieniu erotycznym lub zajawki brutalnych gier pomiędzy bajkami dla najmłodszych. Dobre korzystanie z tabletu oznacza również, że nie jest on udostępniany tuż przed snem oraz stosowany jako kara/nagroda lub sposób na zachęcenie dziecka do jedzenia czy korzystania z nocnika.
Wracając do tej mniejszości (36%, jak wynika z badań wspomnianej Fundacji) przedszkolaków, które z mobilnych urządzeń nie korzystają, czy zdążą nadrobić cyfrową przepaść?;) Skoro moje pokolenie zdołało to uczynić, to pewnie i nasze dzieci dadzą sobie radę. Czuję, że nadchodzi już czas na informatyzację dziecka;) Poważniejszym zadaniem niż jej techniczna strona wydaje mi się jednak nauka bezpiecznego i rozsądnego korzystania z informatycznych zdobyczy. Ale mamy dobry fundament.
A Waszym zdaniem kiedy jest dobry czas na naukę obsługi tabletu czy smartfona? Kiedy dziecko powinno dostać swoje własne urządzenie?
(Na zdjęciu – etui na IPhone dla niemowląt i małych dzieci. Ciekawostka: własnego smartfona lub tablet ma 13 % dzieci poniżej 30 miesięcy).
Najnowsze komentarze