Rozmowa Mamy: Szczęście pomnożone przez cztery

Dzisiaj zapraszam Was na wywiad z Patrycją Czerwińską, niesamowitą mamą czwórki chłopców: Adasia, Piotrusia, Bartusia i Michasia, urodzonych chwila po chwili 31 lipca 2014 roku w Bydgoszczy.

Fot. Jarek Prussfot. Jarek Pruss

Izabela/Elementarz Mamy: Jak zapamiętałaś chwilę, kiedy dowiedziałaś się, że będziecie mieli czworaczki?

Patrycja: Po pierwszym USG nie mieliśmy jeszcze pewności, czy spodziewać będziemy się trojaczków czy czworaczków, gdyż jeden z zalążków był niemal niewidoczny i „słabszy”, a co za tym szło nie było pewności czy uda mu się rozwijać dalej. Mimo wszystko wiadomość o tak mnogiej ciąży była dla mnie szokiem. Początkowo, niekontrolowanie krzyknęłam w gabinecie, gdyż myślałam, że Pan Doktor zwyczajnie stroi sobie żarty. Kiedy dotarło do mnie, że faktycznie widzę na monitorze te maleńkie kropeczki poczułam pomieszanie emocji… radość, że się udało, gdyż strasznie z mężem chcieliśmy mieć dzieci i po kilku przeszkodach w końcu się udało! Tak… to była pierwsza emocja… Potem strach – bo jak my niby ogarniemy taką gromadkę naraz? Zarówno finansowo jak i organizacyjnie… No i przeolbrzymi lęk – czy ciążę uda się donosić do bezpiecznego okresu… Taka dość drobna ja – 160 cm wzrostu, 50 kg wagi i cztery kruszyny w brzuszku? To była mieszanka wybuchowa emocji… Nie byłam w stanie płakać ani z radości ani ze strachu… Czułam z przyklejonym do twarzy uśmiechem jak odpływa mi cała krew z głowy. W życiu nie słyszałam, aby ktoś spodziewał się czworaczków 🙂 A tymczasem spodziewałam się ich właśnie ja.

A jak zareagowali na wieść o czworaczkach mąż, dalsza rodzina i znajomi?

Na drugim USG zabiły wszystkie cztery serduszka, mąż był wtedy ze mną w gabinecie… To właśnie wtedy pojawiły się nasze pierwsze łzy… łzy wzruszenia i przeolbrzymiej radości – mało kto ma tak przeolbrzymi dar słuchać czterech tykających meleńkich serduszek – serduszek swoich dzieci 🙂 Na samo wspomnienie mam łzy w oczach. Choć nie powiem… reakcja męża po moim wyjściu z gabinetu przy pierwszym USG utkwiła mi również w pamięci. Był tak samo zszokowany jak ja, że spodziewamy się o wiele więcej niż jednego dzidziusia naraz 🙂 Pamiętam jak swoje musieliśmy odsiedzieć w aucie, aby ochłonąć i móc ruszyć w drogę do domu. Byliśmy prowadzeni przez wspaniałego ginekologa, od razu pozytywnie nas nastawił co do przebiegu ciąży, jednak szczerze poinformował nas, że przy tak mnogiej ciąży może być różnie. Wiedzieliśmy, że wszystko się może zdarzyć, więc już przy powrocie z pierwszej wizyty u lekarza zadecydowaliśmy, że o ciąży powiemy tylko najbliższy osobom, czyli mojej mamie (mój tato i rodzice męża niestety nie są już z nami na świecie), babci męża oraz mojej, mieszkającej za granicą siostrze. Tak też się stało. Z upływem czasu informacje przekazaliśmy ciotkom, wujkom i reszcie rodziny oraz najbliższym przyjaciołom. U wszystkich reakcja była jedna – Żartujecie, prawda? Nikt nie chciał uwierzyć nam na słowo, więc nierzadko pokazywaliśmy zdjęcia z USG 🙂 Wszyscy byli zszokowani, jednak u każdego informacja o takim powiększeniu się naszej rodziny budziła uśmiech od ucha do ucha.

Fot. Jacek Mójta 1fot. Jacek Mójta

Jak wyobrażałaś sobie życie z czwórką niemowląt? Jak się do tego przygotowywałaś?

W ogóle sobie tego nie wyobrażałam… 🙂 O ile materialnie można się do tego przygotować kompletując wyprawkę, o tyle mentalnie ciężko było to ogarnąć w głowie. To nasze pierwsze dzieci, nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Postanowiliśmy żyć podczas ciąży na zasadzie tu i teraz. Nie myśleliśmy o tym, co będzie gdy chłopcy się urodzą. Martwiliśmy się jedynie o to, aby donosić ciążę. Liczył się każdy dzień, gdyż dzieci były zagrożone. Paru lekarzy mówiło nam, że to się po prostu nie może udać… że nie donoszę, a nawet jeśli, to niewykluczone, że dzieci urodzą się niepełnosprawne. My nie patrzyliśmy na to pod takim kątem. Założyliśmy, że skoro Bóg zesłał nam tak nieprzeciętny dar, to nie po to, aby go odbierać i tego się trzymaliśmy. Mimo wszystko z kupnem wyprawki wstrzymaliśmy się do końcówki ciąży.

Jak znosiłaś ten poczwórnie błogosławiony, ale i bardzo zagrożony stan?

Od pierwszych tygodni ciężko przechodziłam okres ciąży. Już w 7 tygodniu trafiłam do szpitala w olbrzymich bólach, gdyż miałam na jajnikach bolesne torbiele. To wtedy usłyszałam, że nie mam z czego się cieszyć będąc w ciąży czworaczej, gdyż jest to zagrożenie i dla życia dzieci i dla mojego życia. Zbierała mi się woda w brzuchu. Już na wczesnym etapie ciąży otrzymywałam silne leki. Do około 24 tygodnia ciąży towarzyszyły mi codzienne, silne wymioty. Zamiast przybierać na wadze jak przeciętna kobieta będąca w ciąży, ja zwyczajnie chudłam. Brzuch rósł, a cała reszta znikała w oczach… Był okres, w którym nie mogłam patrzeć na siebie w lustrze, gdyż bałam się własnego odbicia. Do około 20 tygodnia ciąży schudłam 10 kilogramów. Przez okres kolejnych 10 tygodni, czyli do porodu udało mi się przybrać właśnie to utracone 10 kilogramów. Na palcach jednej ręki mogłabym zliczyć dni, które spędziłam w domu. Podczas całej ciąży byłam dokładnie dwa razy na „spacerze” i oba te wyjścia upamiętniliśmy na fotografiach 🙂

23 tc - spacerfot. archiwum Patrycji. Spacer w 23 tygodniu ciąży.

Zdarzały się dni, w których wypisywano mnie ze szpitala, a już wieczorem z powrotem na oddział przywoziło mnie pogotowie. Dwa razy miałam realne zagrożenie operacją spowodowane skręcającymi się torbielami. Bałam się wtedy tylko i wyłącznie o dzieci.

Mama na tydzień przed porodemfot. archiwum Patrycji/ „Mama na tydzień przed porodem”

Gdy torbiele po wielu długich i bolesnych tygodniach zaczęły się wchłaniać, a objawy zaczęły mijać, przyszedł zastój na nerce spowodowany uciskiem któregoś z malców, silna anemia, przez którą musiałam mieć przetaczaną krew oraz ciągłe niedobory mikroelementów. Chłopcy nazywani byli na oddziale moimi małymi wampirkami 🙂 W 24 tygodniu ciąży zostałam położona na stałe na oddziale, gdyż skróciła mi się szyjka i nastąpiło rozwarcie. Lekarze bali się wtedy, że urodzę, więc włączyli zastrzyki ze sterydami, by dzieci miały szansę przeżyć. Założono mi pessar i tak udało mi się doleżeć na oddziale do 30 tygodnia ciąży, w którym chłopcy przyszli na świat. Przez cały ten okres ciąży i komplikacji bałam się wyłącznie o życie i zdrowie dzieci. Przez całą ciążę dostawałam leki na podtrzymanie jej, ale i stos silnych kroplówek przeciwbólowych i rozkurczowych. Ciągle bałam się, że źle wpłynie to na rozwój chłopców. Cała nasza piątka miała jednak w tym wszystkim dużo szczęścia.

5-ta doba po porodzie. Z Adasiemfot. archiwum Patrycji. „Piąta doba po porodzie. Z Adasiem”

Chłopcy urodzili się 10 tygodni przed wyznaczonym terminem. Jak wpłynęło to na ich stan zdrowia?

Chłopcy ważyli malutko, bo najmniejszy Michaś miał 1050g, a największy Piotrek miał 1450g, choć podobno jak na ciążę czworaczą to i tak nie jest najgorszy wynik. Początki były jednak trudne… trudniejsze, niż mogłam sobie wyobrazić.

Tato kanguruje Piotrka 2

fot. archiwum Patrycji. „Tata kanguruje Piotrka”

Bartek zaraz po narodzinach trafił pod respirator, gdyż nie oddychał samodzielnie. Przez dłuższy czas miał problem ze spadkami saturacji, często zapominał o oddychaniu. Gdy „zszedł” z respiratora został podłączony do cepapu. Miał bezdechy nawet przy kangurowaniu, więc przy odpowiednim przeszkoleniu wiedzieliśmy, jak go pobudzać, by przypominał sobie, że oddychać musi. Piotr i Adaś urodzili się w względnie stabilnym stanie, choć Piotrkowi już w drugiej dobie zapadła się klatka piersiowa i również musiał zostać podłączony do respiratora. Adaś z kolei był zainfekowany. Michaś, mimo że był najmniejszy, pięknie radził sobie z oddychaniem, jednak jak się okazało przez kilka tygodni nie był w stanie jeść. Długo był żywiony pozajelitowo. Lekarze próbowali wszystkiego, ale jego układ pokarmowy nie był jeszcze rozwinięty. Kiedy w końcu strawił pojedyncze mililitry mojego mleka, byliśmy naprawdę wzruszeni. Chłopcy przeszli również przez żółtaczkę i długo mieli silną niedokrwistość, przez co konieczne było przetoczenie krwi, a już po wyjściu do domu przez kilka tygodni musieli przyjmować duże dawki żelaza.

Mama kanguruje Piotrka

fot. archiwum Patrycji. „Mama kanguruje Piotrka”.

Chłopcy po narodzinach byli hospitalizowani przez półtora miesiąca. Z powodu skrajnego wcześniactwa od pierwszych dni wymagali i nadal wymagają rehabilitacji. U Michałka między 4 a 5 miesiącem życia stwierdzone zostało wodogłowie. Przeszedł dwie operacje i liczne zabiegi odbarczania gromadzącego się płynu. Spędził cały styczeń i luty tego roku w szpitalu, co znacznie opóźniło jego rozwój, zwłaszcza fizyczny. Jesteśmy pod ciągłą opieką chirurga, neurochirurga i neurologa, gdyż lekarze oceniają wodogłowie jako aktywne. Musimy uzbroić się w cierpliwość, aby wszystko wróciło do normy, choć już kilka kroczków w dobrą stronę za nami. Bartuś jest z kolei diagnozowany pod kątem pulmonologiczno-alergicznym. Ma AZS, jest uczulony na mleko, więc karmiony jest mlekiem dla alergików. Niestety funkcjonować normalnie może jedynie dzięki lekom przeciw alergii, emolientom i sterydowym maściom, które choć trochę łagodzą ranki na skórze i zmiejszajają uporczywe swędzenie. Aktualnie diagnozujemy jego problemy z oddychaniem.

Jak udaje Wam się zgromadzić środki na to wszystko?

Nie jest łatwo, bo tylko mąż pracuje, a ja nie posiadam zasiłku macierzyńskiego, ale pomaga kto może… Czasem ktoś z rodziny, czasem za pośrednictwem fundacji całkiem obcy ludzie. Liczy się dla nas każdy grosz, gdyż chłopcy potrzebują stałej rehabilitacji, która kosztuje. Do tego Bartka leki, emolienty i maści. Niejednokrotnie jesteśmy zmuszeni dla dobra dzieci iść na wizytę prywatną do lekarza. Każdy z nas wie jak wyglądają kolejki do specjalistów, a nieraz dzieci potrzebowały natychmiastowej diagnozy. Nie wspomnę już nawet o zwykłych chorobach wirusowych czy przeziębieniach, bo zazwyczaj jak chorują, to w czwórkę, a wtedy potrzebujemy cztery razy więcej lekarstw.

Z moich doświadczeń wynika, że największe koszty utrzymania niemowląt to pieluchy, proszki do prania – to, co się zużywa. Czy otrzymujecie jakąś pomoc w tym zakresie?

Firma Nutricia pomaga wieloraczkom w kwestii żywienia, co okazało się dla nas kluczowe. Podpisała ona z nami umowę sponsorską na rok na określone ilości produktów. Jest to dla nas duży zastrzyk, bo wykarmić coraz to więcej jedzącą czwórkę maluchów nie jest łatwo. Kilka razy pomogła nam też firma Bella prezentując nam pampersy.

Wyjście ze szpitalafot. archiwum Patrycji. „Wyjście do domu”

Duża pomoc napłynęła do nas od całkiem obcych ludzi zaraz po wyjściu chłopców ze szpitala. Życzliwi ludzie z całej Polski wysyłali nam ciuszki po dzieciach, pampersy, chusteczki nawilżane czy proszki do prania dla dzieci. Znacznie pomogło nam to po przyjściu chłopców do domu, bo oprócz wydatków i tak już dużo mieliśmy na głowie. Z czasem jest niestety coraz trudniej, pomoc stopniowo ustaje, a wydatki nie zmniejszają się. Oprócz artykułów do higieny, kosmetyków, ubrań czy jedzenia, potrzebna jest comiesięczna kwota na wydatki związane z rehabilitacją, wizytami u lekarzy czy lekarstwami.

1-wsze kibicowanie ;-)fot. archiwum Patrycji. „Pierwsze kibicowanie”

Aby skompletować wyprawkę dla jednego noworodka, trzeba wyłożyć dużo pieniędzy lub nieźle się nagimnastykować. Jak Wy dokonaliście tego zadania i to w poczwórnym wydaniu? Część rzeczy dostaliście, a co z resztą?

Ze względu na zagrożoną ciążę, jak już mówiłam, zakup wyprawki odłożyliśmy na sam koniec. Jednak nie siedzieliśmy na lurach, od pierwszych dni ciąży odkładaliśmy comiesięczny „fundusz” przeznaczony na najpotrzebniejsze rzeczy w kopertę. Mąż miał zaszczyt zakupić wszystkie te najważniejsze rzeczy wraz z moją mamą. Ja przebywając w szpitalu mogłam go jedynie poinstruować co jest niezbędne, a czego kupować nie warto. Każdej kobiecie chyba sprawia frajdę kompletowanie wyprawki dla swoich pociech, mnie ominęło to niestety bezpośrednio, jednak mąż robił wszystko co w swojej mocy abym choć trochę czuła się zaangażowana w te przygotowania. Będąc w hurtowni (bo wszystko trzeba było kupować dosłownie hurtowo) włączał w telefonie wideorozmowę i konsultowaliśmy jakie materacyki, łóżeczka czy inne potrzebne rzeczy zakupić. Gdy udało mu się gdzieś kupić ciuszki dla wcześniaków, przywoził mi je pokazać do szpitala. Sprawiał mi tym wiele frajdy. Wielu znajomych, ale i całkiem obcych ludzi pomogło nam dokompletować wyprawkę już po narodzinach chłopców.

Fot. Jacek Mójtafot. Jacek Mójta

Myślę, że wsparcie męża wiele pomogło mi w ciąży. To na jego barki spadło i wspieranie mnie emocjonalnie w ciężkich chwilach i siedzenie po pracy do późna przy moim łóżku szpitalnym. Do tego jak wcześniej wspomniałam zajął się wyprawką, a potem urządził kąt dla chłopców. Zajął się wszystkim tym, czym zazwyczaj zajmuje się każda przyszła mama, włącznie z popraniem, poprasowaniem i poukładaniem ciuszków chłopców w szafach. Z największym wydatkiem, bo zakupem wózków pomógł nam zakład pracy męża, czyli nasza bydgoska Belma S.A.

1-wszy spacerfot. archiwum Patrycji. „Pierwszy spacer”

 Ciekawi mnie, jak wygląda Wasz zwykły dzień. Pranie, gotowanie, sprzątanie – to bywa trudne przy rodzeństwie w różnym wieku lub nawet jednym małym dziecku… czy ktoś pomaga Wam opanować to wszystko?

Zazwyczaj chłopcy budzą się między godziną 5:30 a 6:00, piją mleko i zaczyna się nasz dzień, chwila zabawy z rana, ogarnięcie mieszkania. Nie mam zbyt wiele czasu na nie wiadomo jakie porządki, więc ograniczam się do niezbędnych czynności jak np. codzienne odkurzenie podłóg. Mamy psa z długa sierścią, a co za tym idzie mnóstwo jego włosów na ziemi, chłopcy zaś są na etapie kulania się i czołgania po podłodze, a także brania wszystkiego do buzi. Każdego dnia robię też pranie, czasem więcej niż jedno. Suszarka rozstawiona jest w mieszkaniu na stałe. Śmiejemy się, że to element dekoracyjny wnętrza. W południe chłopcy karmieni są obiadkiem. Zazwyczaj szybciutko przewijam wszystkich, trójkę wkładam do kojców i zajmuję śpiewaniem czy innymi śmiesznymi czynnościami, by nie płakali, a jednego wrzucam do krzesełka i karmię. Po zjedzeniu chłopcy robią sobie krótką drzemkę, choć często jest tak, że trójka śpi a jeden nie. Generalnie często jest tak, że w dzień zawsze musi być ktoś na „czuwaniu” 🙂 Kiedy się przebudzą, jest czas na rehabilitację, a potem pija mleczko. Następnie zabawa i deserek, dokładnie według tego samego systemu co obiadek 🙂 W międzyczasie wciskamy gdzieś spacer z chłopcami, w zależności na jakiej zmianie pracuje mąż.

Zabawafot. archiwum Patrycji

Wieczorem kąpię z mężem, bądź sama chłopców. Każdego po kolei. Po kąpieli butelka ciepłego mleka i spanie. Około godziny 21:00 dzieci już „nie ma”, choć przechodzimy teraz przez etap ząbkowania i chłopcy często przebudzają się w nocy na mleko czy zwyczajnie są marudni z bólu i potrzebują przytulenia w nocy. Zazwyczaj po zaśnięciu chłopców szykuję obiad na następny dzień i mam chwilę dla siebie czy wspólny wieczór z mężem, choć nierzadko padamy jak muchy podczas oglądania filmu czy rozmowy. 🙂 Każdy dzień wygląda nieco inaczej, gdyż mąż co tydzień pracuje na inną zmianę (rano, popołudniówki, nocki). Od tego uzależniamy czas na spacer czy częste kontrole u lekarzy (gdyż sama z chłopakami nie jestem w stanie pojechać na wizyty na dwa wózki). Od tego na jakiej zmianie pracuje, zależy też czy kąpię chłopaków sama, czy pomaga mi w tym mąż.

rodzinne

fot. archiwum Patrycji

Chrzest Św. - fot. Jacek Mójtafot. Jacek Mójta. „Chrzest Święty”.

Na co dzień zajmujemy się sami z mężem synami. Większość dnia jestem z nimi sama, mąż pomaga ile się da od wejścia do domu po pracy. Czasem wpadnie męża kuzyn nieco pomóc, czasem moja mama, choć też nie jest już młoda i zdrowa. Mimo wszystko większość czasu jesteśmy zdani sami na siebie, gdyż nie mamy zbyt wielkiej rodziny, a ta która jest mieszka daleko od nas. Mamy też pod opieką chorą babcie męża, która mieszka z nami.

Każda mama potrzebuje jakiejś rozrywki, chwili dla siebie – inaczej szybko „wypala się”, traci radość z macierzyństwa. Czy udaje Ci się wykroić dla siebie choć kilka minut w ciągu dnia?

Zazwyczaj jedyny czas, który spokojnie mogę spędzić sama ze sobą lub z mężem jest późnym wieczorem. Czasem siedzę do godziny 1:00 nad książką czy na pogaduchach z mężem, bo tylko wtedy mamy wolne. Staramy się też, mimo iż nie jest to łatwe choć raz w miesiącu dać sobie kilka godzin wolnego. Wtedy mąż „puszcza mnie” na spotkanie z koleżanką, czy na spokojne zakupy. Od narodzin chłopaków udało nam się dwa razy wyskoczyć z mężem na „randkę”, tak aby mieć czas tylko dla siebie. Raz zabrał mnie do kina, a raz, całkiem niedawno na krótki spacer nad jeziorem 🙂 Robimy co w naszej mocy, by jakoś odpocząć od tego całego codziennego rozgardiaszu, ale przy czwórce tak małych dzieci nie jest to łatwe 🙂

Co okazało się najtrudniejsze w wychowywaniu czwórki niemowląt jednocześnie?

Najtrudniejsze jest dla mnie poczwórne zaspokajanie potrzeb naszych maleństw. Jedzą o jednych porach, więc nierzadko są głodni wszyscy naraz. Ciężko jest mi jako matce słuchać płaczu pozostałych dzieci, gdy przewijam czy karmię jednego z synów. Robię co mogę by ich zająć, ale nie zawsze daje to pożądany skutek. Myślę jednak, że wiele jeszcze trudniejszych chwil przed nami. Chłopcy są jeszcze mali. Dopiero zaczną chodzić, kiedyś zaczną rozmawiać z nami o swoich problemach, będą przechodzić zapewne wspólnie okres buntu czy różnego rodzaju rozterki, a naszym zadaniem będzie ich wtedy wspierać.

Dzień mamyfot. archiwum Patrycji. „Dzień Mamy”

Dla mnie jako mamy bliźniąt także najtrudniejsze są chwile, gdy obie córki potrzebują naraz pocieszenia, wzięcia na ręce lub gdy biegną w dwóch kierunkach… nawet trudno mi w wyobraźni pomnożyć to przez dwa… jak radzisz sobie w podobnych sytuacjach?

 Chłopcy jeszcze nie chodzą, lecz ten etap zbliża się wielkimi krokami. Nie wyobrażam sobie zupełnie, jak będzie wyglądała asekuracja czwórki potykających się o własne nóżki maluszków, czy rozbiegających się w cztery strony świata małych krasnali. Będzie naprawdę ciężko, co już widzę po chłopcach, gdyż zaczynając robić małe psikusy. Adaś już pełza gdzie chce i zaczyna otwierać szuflady, chłopaki wyrywają sobie zabawki nawzajem, bo przecież drugi ma „lepszą”. Kradną sobie smoczki, pieluszki, chrupki i co tylko się da.

razemfot. archiwum Patrycji

Jeśli chodzi zaś o pocieszanie wszystkich gdy płaczą, jest to naprawdę ciężkie. Większość czasu jestem sama i nie da się wziąć wszystkich naraz na ręce, dlatego od pierwszych dni nie praktykowaliśmy noszenia dzieci bez celu czy usypiania na rękach. Było to dla nas jako rodziców naprawdę trudne, ale myślę, że większą krzywdę zrobilibyśmy im, gdybyśmy ich do tego przyzwyczaili, a potem nie byli w stanie zaspokajać tej potrzeby. Chłopcy usypiają sami w łóżeczkach. Oczywiście kiedy potrzebują przytulenia bo coś im dolega, przytulamy ich ochoczo. Oczywiści jestem zdania, że dzieci potrzebują przytulania. Na co dzień przelewamy im miłość kładąc się z nimi na ziemi i przytulając wszystkich razem, czy wspólnie się wygłupiając. To dla nas najlepsza praktyka 🙂

A jak udaje Wam się wybrać na spacer? Z jednym małym dzieckiem bywa to nie lada wyzwanie…

Na razie chłopcy jeżdżą jeszcze w wózkach, gdyż nie chodzą, więc z pewnością nie potrzebują tyle uwagi co biegające dzieci. Jednak wyjście, zwłaszcza zimą, to cała przeprawa. Trzeba bardzo sprawnie ubrać i uszykować dzieci do wyjścia tak, aby się nie spociły. Teraz, gdy jest ciepło, mamy naprawdę olbrzymi luksus, bo wrzucamy do wózków torby z pampersami, chusteczkami nawilżającymi, butelkami z wodą i odmierzone miarki mleka, do tego kilka zabawek, a na koniec chłopaków plus pieluszki. Dwa zjazdy windą i w drogę. Gdy jest zimno, wszystko staje się trudniejsze.

Ponadto na spacer zawsze muszę wychodzić z kimś, zazwyczaj mężem, gdyż mamy dwa bliźniacze wózki, których nie jestem w stanie pchać sama.

Pewnie wywołujecie niemałą sensację. Z jakimi reakcjami się spotykacie?

Budzimy wiele uśmiechów na twarzach ludzi 🙂 i uwielbiamy te uśmiechy odwzajemniać. Często podchodzą do nas ludzie zerknąć na chłopców i życzyć nam zdrówka. Zdarza się, że auta zatrzymują się na środku ulicy, a kierowcy krzyczą nam głośno gratulacje 🙂 Wzbudzamy duże zainteresowanie, gdyż chłopcy są jedynymi czworaczkami w Bydgoszczy. Do tej pory jeśli w ogóle spotkały nas jakieś negatywne reakcje ludzi, to tylko w Internecie.

Rzeczywiście anonimowość zachęca niektórych do krytykowania wszystkiego i wszystkich. Ja jestem pełna podziwu dla Waszej rodziny. Czworaczki to wielkie szczęście, ale też mnóstwo pracy. Mimo iż sama mam trójkę dzieci, trudno mi sobie wyobrazić opanowanie tego wszystkiego! Dziękuję za dzisiejszą rozmowę. Jeżeli się zgodzisz, chętnie od czasu do czasu „zajrzę” do Was, by pokazać Czytelnikom, jak rosną chłopcy:)

Fot. Jacek Mójta 3                                                              fot. Jacek Mójta

Drodzy Czytelnicy! Myślę, że Was tak jak i mnie poruszyła historia tej niezwykłej rodziny. Patrycja jest skromną osobą, cieszącą się tym, co ma. Nie muszę jednak Was przekonywać, że to poczwórne błogosławieństwo, które przyszło w jednej chwili, wymaga znacznego nakładu pieniędzy i sił. Patrycja i jej mąż robią wszystko, aby chłopcy rozwijali się bezpiecznie i zdrowo. Ale dwie ręce (a przez większość czasu tyle właśnie ich jest) do opieki nad czwórką małych, aktywnych dzieci to o wiele za mało. W najbliższych tygodniach Patrycja przejdzie konieczną operację, po której przez minimum dwa miesiące nie będzie mogła dźwigać, więc zbraknie i tych jej oddanych, matczynych rąk.

Jak możecie pomóc w opiece nad czworaczkami – Adasiem, Piotrusiem, Bartusiem i Michasiem?

Wpłacając dowolną kwotę na potrzeby rodziny poprzez Fundację:

Fundacja Skarbowości im. Jana Pawła II Nr konta bankowego: 72124011831111001058213969 z dopiskiem „CZWORACZKI” (nr KRS: 0000039541)

Gdyby zebrało się 2000 osób, które wpłacą regularnie, co miesiąc tylko 1 złotówkę, Patrycja mogłaby wynająć osobę do pomocy. Najbardziej potrzebuje jej na czas po operacji, ale oczywiście nie tylko. Dla Ciebie to tylko złotówka, dla chłopców – bezpieczny rozwój, czas na rehabilitację, codzienny spacer, spokojne wizyty u specjalistów. Jeśli możesz, zrób stałe zlecenie teraz, zanim zapomnisz;)

Dzieci rosną szybko, zużywając mnóstwo pampersów, nawilżanych chusteczek, coraz to większych ubranek, które trzeba prać w kilogramach delikatnych proszków . Jeśli chcesz udzielić chłopcom pomocy rzeczowej, skontaktuj się poprzez stronę  na Facebooku– Czworaczki Bydgoszcz lub pisząc do mnie na adres Izabela@elementarzmamy.pl

Bardzo dziękuję za Waszą pomoc! Będę wdzięczna za udostępnianie tego artykułu i przekazanie prośby znajomym.

Dane dotyczące pomocy w formie do wydruku – tutaj.

Podziel się

Polub Elementarz

Hurra chcesz mnie polubić
Hurra chcesz mnie polubić
INSTAGRAM

Chmurka

adaptacja do przedszkola bagaż na rower; motherhood; woreczki mon petit bleu; Baleron białoruski z szynkowara; karkówka z szynkowara bank mleka; mleko matczyne; Salma Hayek karmi piersią; karmienie czyjegoś dziecka bebczki czekoladowe bezpieczeństwo w samochodzie; foteliki samochodowe; dziecko w aucie bicie dzieci chłopiec bawi się lalkami; co obejrzeć we dwoje co robić z dzieckiem czworaczki z Bydgoszczy; czworaczki; pomoc dla czworaczków czytanie dziecku; jak zachęcić do czytania dobry czas dla dziecka domowa mielonka tyrolska; mielonka z szynkowara dziecko boi się etykietowanie dziecka; rola ojca w życiu dziecka gotowanie dla bliźniąt gotowanie dla niemowlaka instagram instamama jak skutecznie i bezpoleśnie popełnić samobójstwo; jak się zabić; jak odebrać sobie życie jak zwiększyć szansę na bliźniaki karmienie piersią trojaczków; karmienie tandemowe; jak karmić trojaczki kuchnia najtrudniejsze w wychowaniu bliźniąt narodziny niebezpieczne środki czystości; naturalne środki czyszczące odpieluchowanie bliźniąt; nocne odpieluchowanie; nauka korzystania z nocnika pierwsza zupka polisport bilby junior rozszerzanie diety Rummikub; gra rodzinna; fajna planszówka ryba dla niemowlaka; ryba blw samobadanie piersi; samobadanie jąder; gra wstępna sids smażone zielone pomidory; przekąska śmierć w nagrzanym samochodzie spanie z dzieckiem; współspanie; dzielenie snu; bliskość w nocy strzykawka talk-show; prawda w mediach; najpopularniejszy talk-show usypianie przedszkolaka wagon Step2; dla bliźniąt; wózek dla bliźniaków Wielka Sobota; Zmartwychwstanie; religia współspanie bliźnięta ziemniaczki pieczone po żydowsku; ziemniaki po żydowsku