Moja rodzicielska porażka czyli małe dziecko w podróży
Ostatnio na jakimś forum czytałam pytanie zaczynające się od „Czy wy też tak macie, czy to tylko wymysł jakiejś idealnej mamuśki z bloga…”. Spieszę wyjaśnić, że mamuśki z blogów nie są idealne, tylko mniej lub bardziej to ukrywają. Tym bardziej idealne nie są blogowe dzieciaki.
Moje na przykład nie lubią podróżować (…przed drugim rokiem życia, tak przynajmniej było z pierworodnym), w przeciwieństwie do mnie. Ja lubię podróżować wszędzie i każdym środkiem lokomocji, choć oczywiście mam swoje ulubione (samolotem i konno).
Ponieważ wakacje bez wyjazdu nie są zaliczone, gdzieś jednak należało się wybrać. W sam raz blisko, w sam raz ciekawie i w sam raz przyjemnie – wybór padł na okolice rzeki Bug. To właściwie jedyne miejsce, do którego wracam chętnie niemal co rok. Trochę przez sentyment (stamtąd pochodzą moi rodzice), trochę z powodu pięknych okoliczności przyrody, a trochę przez konie ze stadniny w Janowie Podlaskim, na które zawsze miło popatrzeć.
Ale ja dziś nie o tym. Podróż miała trwać dwie godziny i oto należało znaleźć takie zajęcia dla dwóch półtorarocznych pannic, by nie zdążyły się znudzić i zapłakać do posmarkania. Zadanie o tyle trudne, że to, co zwykle zajmuje dziecko na kwadrans, w podróży jest ciekawe przez minutę.
Naszykowałam paczkę-zabawiaczkę, byłam pewna, że zagwarantuje ona sukces. Oto, co zawierała:
„Magnesowa zabawa: Dzień na wsi.” Książeczka, którą szczerze Wam polecam. Zawiera kilka stron z obrazkami oraz kilkanaście magnesów, które można do nich swobodnie przyczepiać, tworząc i opowiadając coraz to nowe historie. Świetnie rozwija wyobraźnię, słownictwo, zachęca do opowiadania.
Bajeczki w formie audiobooków. Może choć na chwile zajmą dzieciaki?
Kilka figurek Playmobil, można będzie zrobić mini-teatrzyk (o Playmobil pisałam tutaj).
Książeczka „Wiosna na ulicy Czereśniowej z mnóstwem szczegółów, nigdy dotąd nas nie zawiodła! (O książkach bez liter było już tutaj) oraz ulubiony kocyk – może utuli do snu?
Kilka baloników, przecież zawsze przykuwają uwagę maluchów, szczególnie gdy z piskiem uchodzi z nich powietrze (UWAGA: ostrzec kierowcę!)
„Zagadki smoka Obiboka” – mnóstwo karteczek do oglądania i nazywania.
Nasz hit, czyli ostatnia deska ratunku: torebka lub plecak wypchany po brzegi drobiazgami, które można – jeden po drugim – wyciągać i oglądać z zaciekawieniem. Dla wzmocnienia efektu owe drobiazgi powinny być nowe lub dawno zapomniane.
Coś do picia i przekąski. Najbezpieczniej podać je podczas postoju lub tam, gdzie możesz zatrzymać się natychmiast w razie problemu.
Kartki lub kolorowanki, flamastry oraz NAKLEJKI. To powinno się sprawdzić.
I na koniec – nie zapomnij ulubionego misia. Ta pomyłka może zepsuć Wam wszystkim wakacje!
Tak przygotowani ruszyliśmy w podróż. Teoretycznie, zestaw atrakcji powinien zapewnić nam dwie godziny spokojnej jazdy.
Niestety, dzieci wymykają się wszelkim teoriom. Już po godzinie i rozwaleniu wszystkich przygotowanych pieczołowicie gadżetów po całym samochodzie, mimo pięknych widoków na zewnątrz i przyjaznej atmosfery wewnątrz pojazdu, maluchy włączyły syreny. Zaniechały wrzasku dopiero na miejscu. Chyba trzeba to zaakceptować i przeczekać.
A może macie jakieś inne pomysły?
Więcej na mojej stronie
-
http://www.mamacarla.pl MamaCarla
-
http://kamatocy.blogspot.com/ Kamatocy
-
http://mmwdoliniehipsterow.blogspot.com Młoda Mama
-
http://www.elementarzmamy.pl/ Izabela
-
http://mmwdoliniehipsterow.blogspot.com Młoda Mama
-
-
-
http://www.elementarzmamy.pl/ Izabela
-
KasiaSz
-
http://www.elementarzmamy.pl/ Izabela
-
-
http://www.mamacarla.pl MamaCarla
-
http://www.elementarzmamy.pl/ Izabela
-
-
Magdaa