Instamama po raz drugi
Minął kolejny miesiąc, odkąd wciągnął mnie Instagram. Czas uporządkować zdjęcia i utrwalić je tutaj, w moim internetowym azylu.
Pierwsze, co nasunęło mi się na myśl, gdy wybierałam zdjęcia do tego wpisu: zdecydowanie potrzebuję nowego smartfona (podobnie jak przy poprzednim zestawieniu). Postanowiłam wrzucać na Instagram tylko zdjęcia zrobione sprzętem mobilnym. Na telefonie fotografie wyglądają przyzwoicie. Teraz, gdy oglądam je na większym ekranie, niektóre mają żenująco słabą jakość. Umówmy się, że taki ich urok. Takie właśnie mają być:)
Na początek pokażę Wam to, co poznałam dzięki Instagramowi. Prawdziwe życie ludzików Lego. W moim wykonaniu wygląda to jak marna, przedszkolna próbka, ale chyba pójdę tym tropem – będę się uczyć.
Kolejna rzecz, której nauczył mnie Instagram – wypatrywanie ciekawej perspektywy. Ciekawej dla mnie, rzecz jasna.
Poniżej – więcej obrazków wiejskich. Okazało się, że mieszkam w naprawdę ładnej okolicy. „Konieczność” zamieszczania zdjęć na Instagramie uczy wyszukiwania tego, co przyjemne dla oka.
Poniżej trochę widoczków miejskich (Lublin). Na pierwszym zdjęciu kamienica z balkonem, który bardzo podobał się mi i mojemu mężowi, zanim się pobraliśmy. Byliśmy chętni kupić to mieszkanie (chociaż nie wiem, czy w ogóle było na sprzedaż). Na szczęście wybudowaliśmy dom (kto by wspinał się po schodach tak wysoko, a jeszcze z bliźniaczym kombajnem).
Oczywiście na Instagramie nie może zabraknąć dzieci. Czasem nachodzi mnie myśl, że niepotrzebnie ukrywam ich śliczne buźki. Prawda jest taka, że zdjęcie, na którym jest twarz dziecka ma kilkakrotnie więcej „lajków” niż takie, gdzie widać jego plecy czy nogi. Mam jednak opory. Czy moje dzieci tego by świadomie chciały? Przy czym zupełnie nie przeszkadzają mi dzieci na innych blogach, wręcz przeciwnie (poza przypadkami krytycznymi, ale o tym może innym razem).
Chyba czas zainwestować w mydło antybakteryjne😉
Niestety, nie mogę napisać, że na powyższym zdjęciu nie ucierpiało żadne zwierzę;)
Instagram nie byłby sobą, gdyby zabrakło tam jedzenia i selfie🙂 Tutaj moje pierwsze selfie (uczę się od Agaty Hafija Aleksandrowicz:)
Jeśli nie pamiętacie czasów przed selfie, to powiem Wam, że wcale nie było lekko. Trzeba było znaleźć kogoś zaufanego, kto zrobi pamiątkową fotografię, jednocześnie nie uciekając z aparatem. Tak było ze zdjęciem poniżej, wstawionym na Instagram w ramach Throwback Thursday (ja też byłam kiedyś młoda:)
No dobrze, nie mogę przecież wkleić tu całego Instagrama. Po więcej zdjęć zajrzyjcie na mój profil. Aha, a propos jedzenia…może chociaż jedno zdjęcie z książeczki o dobrych manierach – „Co wypanda a co nie wypanda” Wydawnictwa Dwie Siostry:)
P.S. Jeśli macie Instagram, proszę o adresy – chętnie zajrzę. Kto nie ma, zachęcam do założenia profilu!
(Post zawiera linkowanie – we współpracy z firmą Reckitt Benckiser)
Więcej na mojej stronie
-
http://www.snikersik.pl/ mama snikersika