„Nie czytać bzdur i WIERZYĆ!” …o ciąży bliźniaczej jednoowodniowej.
Człowiek nie jest przygotowany na noszenie pod sercem więcej niż jednego dziecka, dlatego każda ciąża mnoga wiąże się z podwyższonym ryzykiem wystąpienia rozmaitych powikłań. Tymczasem coraz więcej kobiet musi zmierzyć się z takim wyzwaniem.
Pomijając indywidualne cechy i okoliczności, szansę na szczęśliwe zakończenie ciąży bliźniaczej można ocenić na podstawie jej rodzaju. Najlepsze rokowania dotyczą ciąży dwukosmówkowej dwuowodniowej. To najczęściej występujący rodzaj ciąży mnogiej, w którym dzieci rozwijają się w osobnych workach owodniowych i mają osobne kosmówki (z których wykształcają się osobne łożyska, przekazujące dzieciom składniki odżywcze i tlen).
Znacznie trudniejszą jest ciąża jednokosmówkowa dwuowodniowa. W tym przypadku dzieci rozwijają się w osobnych workach, ale dzielą wspólną kosmówkę (czyli „stołówkę”), co może powodować określone komplikacje, m.in. tzw. „zespół podkradania”.
1% ciąż bliźniaczych (1 na 10000 wszystkich ciąż) to ciąże jednoowodniowe jednokosmówkowe. Dzieci rozwijają się w jednym worku owodniowym i zawsze mają jedno łożysko. Poza komplikacjami związanymi ze wspólnym łożyskiem mogą wystąpić inne, dotyczące przede wszystkim splątania pępowin. Aby wyobrazić sobie skalę problemu, spójrz na zdjęcie poniżej. Przedstawia ono pępowiny bliźniąt z ciąży jednoowodniowej jednokosmówkowej (tzw. mono mono twins lub momo twins).
„Gdy dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży, była oczywiście radość. Na następnej wizycie dowiedzieliśmy się, że bliźniaki – to już w ogóle wielkie zaskoczenie, bo w rodzinie bliźniąt nigdzie nie ma, a tu taka niespodzianka. Od razu zostałam poinformowana, że to najgorsza i najbardziej ryzykowna ciąża bliźniacza – jednoowodniowa jednokosmówkowa. Od razu Pani doktor stwierdziła, że musi być jeszcze konsultacja z innym lekarzem. Za dwa dni mnie zaprosiła, żeby dokładnie potwierdzić, że nie ma dwóch owodni i wykluczyć bliźnięta syjamskie. Okazało się, że faktycznie są w jednym worku, z jednym łożyskiem, ale na szczęście nie „zroślaki”. Każdy lekarz tylko mówił, że trzeba się modlić, żeby się udało, bo to jak los na loterii. Bo mogą sobie zabierać pokarm: wtedy tylko jedno może się urodzić – to, które będzie silniejsze. Po drugie, pępowiny mogą się skręcić i dzieci mogą się udusić. Tak więc początki ciąży były bardzo trudne.” – wspomina mama Aurelii i Anastazji.
Ania, mama Hani i Alicji przyznaje, że kiedy dowiedziała się, jakiego typu jest jej ciąża, wpadła w panikę: „Dużo czytałam – głównie w Internecie, czego bardzo żałuję, ponieważ bardzo źle znosiłam to psychicznie. Za to mój mąż powtarzał: „Co ma być to będzie”, wierzył, że będzie dobrze i pocieszał mnie jak tylko mógł. Wsparcie męża i jego słowa otuchy dodały mi sił.”
Choć powszechnie uważa się, że każdy dzień dziecka w łonie matki jest cenny, w przypadku bliźniąt jednoowodniowych zasada ta nie ma to zastosowania. Za punkt krytyczny uznawany jest 32-34 tydzień ciąży. Po przekroczeniu tego terminu ryzyko nagłej śmierci bliźniąt znacząco rośnie i przewyższa ryzyko związane z wcześniactwem. Bezpieczniej jest taką ciążę rozwiązać zanim nastąpią (często nieodwracalne) komplikacje. Aktualne standardy (o których szczegółowo pisałam tutaj – link) przewidują bezwzględne wykonanie cesarskiego cięcia jako jedyny sposób porodu w tym rodzaju ciąży. Cesarka powinna nastąpić pomiędzy 32 a 34 t.c. lub w momencie zauważenia zmian hemodynamicznych w krążeniu płodów. Wspomniane standardy przewidują także stałą hospitalizację już od 26 tygodnia ciąży i podanie sterydów stymulujących rozwój płuc dzieci pomiędzy 26 a 28 tc.
„Do lekarza chodziłam co dwa tygodnie. Cały czas kontrola, czy wszystko jest w porządku. Niestety pępowiny się skręciły i wizyty były dość częste. I tylko strach, żeby wszystko było dobrze. W 25 tygodniu dostałam sterydy na płucka. Było w porządku pierwszego dnia, ale dostałam jakiejś wysypki na brzuchu, więc na drugiej dawce zostawili mnie w szpitalu. Miał to być pobyt „na obserwację”, ale zostałam do końca. Za duże ryzyko, żebym była w domu, bo w każdej chwili pępowiny mogły się zacisnąć. Od 27 tygodnia miałam 3 razy dziennie KTG i nie mogłam nic jeść ani pić między posiłkami. Lekarz musiał sprawdzić zapis i dopiero mogłam zjeść. Musiałam cały czas być w gotowości w razie czegoś niepokojącego. W 30 tygodniu jeszcze raz dostałam sterydy. Z dziećmi nic się nie działo, rosły ładnie. Wówczas ordynator powiedział, że w 32 tygodniu będzie cięcie. I tak dotrwałam do 32 tygodnia. 10 stycznia rano, obchód. Czekam na decyzję, bo dwa dni wcześniej mówili, że w piątek muszę zostać na czczo. Badanie USG. Trochę mało wód jak na dwójkę, wagowo dobrze. Badanie ginekologiczne: dzieci główkami do dołu, obsunięta główka u jednej, szyjka skrócona. Werdykt: proszę się pakować i szykujemy do CC. Godz. 12.16: przychodzi na świat Aurelia z wagą 1630 gram. Punktacja Apgar: 10 9 9. Godz 12.17: na świat przychodzi Anastazja z wagą 1750. Punktacja: 9 9 9. Pierwsza córeczka dobrze sobie radziła. Przez cztery dni miała tlen CPAP. Ładnie jadła, bardzo ładnie się rozwijała i rosła. Druga przez pięć dni miała podłączony respirator, potem tlen. Miała odmę płucną, dren, przez dziewięć dni karmiona była przez sondę. To był najgorszy tydzień w życiu. Było bardzo kiepsko: miała przetaczaną krew i nie trawiła pokarmu. Ale na szczęście wszystko powoli się unormowało; była silna i dała radę. Obie miały wrodzone zapalenie płuc, w szpitalu byłyśmy cztery tygodnie. Już później musiały nauczyć się jeść i rosnąć do tych oczekiwanych 2 kg. Dobrze sobie radziły, zaczęły ładnie jeść i przybierać na wadze. Cały dzień spędzaliśmy z nimi w szpitalu, wieczorem do domu, odciąganie pokarmu co 3 godziny, rano do szpitala. I tak przez trzy tygodnie.”
Dziewczynki Ani także przyszły na świat szczęśliwie: „Ciąża przebiegała nadzwyczaj pomyślnie. Od 10 tygodnia – kiedy zdiagnozowano ciążę 1K1O – USG miałam co dwa tygodnie, a od 28 tygodnia co tydzień, aż do porodu w 34 tc. W ostatnim tygodniu ciąży USG odbywało się co dwa dni. Nie leżałam w szpitalu w ogóle. Na oddział przyjęli mnie dopiero w dniu cesarskiego cięcia. Może dlatego, że mieszkamy w UK, poza tym nic złego z dziećmi się nie działo. Ale rozwiązanie ciąży wyznaczone było miedzy 32 a 34 tc. Nam udało się dotrwać do 34 tygodnia. Dwa razy podczas ciąży stwierdzono podejrzenie o TTTS. Różnica według lekarza była za duża, z tego powodu wysyłano mnie do specjalnej kliniki w większym mieście, gdzie byli lekarze wyspecjalizowani w tego rodzaju ciążach i gdzie był lepszy sprzęt. Jak się okazało – za każdym razem mieściliśmy się w normie 21 %. Dzieci urodziły się w 34 tc. Oddychały same, wcześniej miałam podane sterydy (w 28 tc). Stan dzieci był dobry, chociaż było podejrzenie sepsy i antybiotyk. Po 3 dniach wykluczono sepsę. Dzieci malutkie wagowo: 1570 i 1780 gram, początkowo w inkubatorach. Brak odruchu ssania. Karmione przez sondę przez pierwszy tydzień, w sumie w szpitalu były 2 tygodnie. Wszystkie badania jakie przeszły, dały zadowalające wyniki. Jak tylko nauczyły się jeść, lekarz pozwolił nam wyjść. Niecałe 2 kg ważyła jedna, a trochę ponad 2 kg druga, gdy przyjechały z nami do domku.”
Choć ciąża bliźniacza jednoowodniowa wiąże się z licznymi zagrożeniami i może przerażać, jest zjawiskiem naprawdę niezwykłym. Wystarczy wspomnieć, że przez pierwsze 8-12 dni od chwili zapłodnienia bliźnięta te są jednym organizmem. Ale czy to oznacza, że są naprawdę identyczne?
„Aurelia i Anastazja dogoniły rówieśników i nie wyglądają na wcześniaki. Są wulkanami energii: wszędzie ich pełno mówią jak katarynki. Z wyglądu są takie same, ale charakterki mają rożne. Lubią malować, rysować, układać puzzle, klocki, jeździć na rowerach, bawić się w nianię misiów. I wiedzą, że są podobne, bo jak ktoś je myli, to zwracają uwagę: „ja jestem Aurelia”, „a ja Nastka”. Ale i już zaczynają oszukiwać i mówić odwrotnie na siebie i się śmieją: -mamo, pomyliłaś się!”.
Alicja i Hania, które niedługo kończą 2 latka, podobne są przede wszystkim z wyglądu. „Charakterki – zupełnie inne. Jedna spokojna, cicha, wstydliwa. Druga głośna, odważna, sprytna.”- mówi Ania. I dodaje: „Co mogę przekazać rodzicom? Dużo sił i wiary, że będzie dobrze. Słuchać lekarzy, ich zaleceń. Nie czytać bzdur i nie słuchać ludzi, którzy nie mają o takiej ciąży żadnego pojęcia!!! Wierzyć, przede wszystkim WIERZYĆ!!!! Bo wiara czyni cuda. A taka ciąża jest wyjątkowa. Zdarza się rzadko. I zdarzyła się nam….Wam. Nikt nigdy nie był bliżej niż nasze dzieciaczki – dosłownie!”
Dwa lata temu świat obiegło zdjęcie bliźniaczek – Jenny i Jillian, które nawet w chwili porodu trzymały się za ręce.
„Gdy dzieci pojawiły się w domu to było największe szczęście i cud. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że trzeba wierzyć, że wszystko będzie dobrze i nie poddawać się, bo warto na takie cuda czekać. (…) To są dwie małe kochane iskiereczki w naszym życiu, więc nie ma co czytać w Internecie o takich ciążach, tylko z autentycznych źródeł, bo człowiek tylko się nakręca. Trzeba wierzyć, że wszystko się uda i być dobrej myśli.”– radzi mama Aurelii i Nastki. „My myśleliśmy pozytywnie, nie dopuszczając innej myśli do siebie, a było naprawdę trudno czasami. Jesteśmy teraz kochająca się rodzinką z naszymi cudeńkami.”
Najnowsze komentarze