5 książek dla pięciolatka
Gdyby na każde urodziny nasz syn dostawał książkę, miałby ich 5. Stąd tytuł.
Ale że dostaje je częściej, ma więcej. Jedne świetne, inne tandetne. Nie zawsze zresztą to, co wydaje się ciekawe i wartościowe dorosłym, będzie takie dla dziecka. W czytelniczej serii, którą inauguruję tym wpisem, chcę pokazać Wam książki, które sprawdzają się w naszym domu. Są do zaakceptowania dla nas, rodziców oraz chętnie słucha ich nasz pięciolatek. Posiadamy bowiem też i niewypały, które mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. Najbardziej irytują mnie częstochowskie rymy i marne podróbki klasycznych baśni. Nie wylądowały w kominku tylko przez szacunek do książek jako takich lub z powodu niepalnej okładki. Ale to temat na osobny wpis.
Czytanie należy do naszego wieczornego rytuału usypiania starszaka i w krótszej lub dłuższej formie występuje codziennie. Jednego dnia czytam ja, drugiego Tata. Lekturę wybiera słuchacz. Bywa, że wyszpera coś nowego lub dawno zapomnianego. Miewa jednak tygodniowe „ciągi” na jakąś lekturę (teraz na krótką opowiastkę o Złomku, sprawdźcie na moim Instagramie). Po przeczytaniu doprawiamy jeszcze audiobookiem lub muzyką. Czasem oczywiście czytamy też w dzień. Albo oglądamy….
…MAPY. Bardzo popularne, tak mi się wydaje. Tymon znalazł je pod choinką 2 lata temu. Wydawało nam się, że to jeszcze za wcześnie, ale myliliśmy się. Młody od razu pokochał ten oryginalny atlas. Wybiera jakiś kraj (a jest ich 42 – czyli inaczej niż mnie uczono;), a my odczytujemy podpisy pod obrazkami. Dzięki temu sami dowiadujemy się ciekawostek nie tylko o zwierzętach i roślinach typowych dla danego miejsca, ale też o najpopularniejszych imionach, zabytkach, zajęciach, czy potrawach. Innym razem Tymon wyszukuje np. wszystkie kraje, gdzie wydobywa się ropę naftową. To pociąga za sobą konieczność odszukania w Internecie informacji o szybach naftowych, filmików przedstawiających ich działanie itd. Wielokrotnie sprawdzaliśmy na mapie, jakie samochody produkuje się we Francji czy we Włoszech, gdzie mają najpyszniejsze dania itd. Atlas wciąga nie tylko dzieci! Mapy wydrukowane są na papierze o gramaturze 150 g/m2, pięknie i oryginalnie zilustrowane. Sprawiają wrażenie cennych, jakby ręcznie wykonanych, wygrzebanych na strychu u dziadka – podróżnika. Autorzy stworzyli niesamowity nastrój.
Często czytamy również…
FRANKLINY. Nadają się też dla młodszych dzieci. Pozwalają oswoić różne trudne emocje, takie jak strach, zazdrość, gniew. Seria liczy kilkadziesiąt tytułów. Każdy znajdzie coś odpowiedniego do sytuacji. Nasze ulubione to „Franklin zaprasza misia” oraz „Franklin i jego paczka”, zaś książka „Franklin jest starszym bratem” pomagała nam przygotować Tymka na nadejście młodszego rodzeństwa.
Tymon uwielbia już od dawna:
GOSPODARSTWO I ŻYCIE NA WSI. Kupiłam tą książkę dwa lata temu, od akwizytorki. Zwykle nie daję się na nic namówić tego rodzaju sprzedawcom, no ale książki to co innego. (Kiedyś oberwałam za tą moją asertywność -aż mi w pięty poszło, hehe- od jednego sprzedawcy wycieraczek samochodowych, na parkingu pod supermarketem: „To jest Mercedes a wycieraczki ma za 5 złotych; to jest śśśśmieszne”. Do dziś cytuję ten tekst i niezmiennie mnie on bawi, choć samochodem dawno jeździ już ktoś inny).
Wracając do Gospodarstwa. Akwizytorka powiedziała, że dzieci czytają tą książkę, aż padną. Zwyczajnie z nią zasypiają, bynajmniej nie z nudów. Dałam się namówić, wtedy bowiem szukałam właśnie sposobów na szybsze usypianie syna. I zadziałało! Mam gdzieś nawet zdjęcie, jak młody z burzą loków śpi na książce. W Gospodarstwie krótko opisane i ładnie zilustrowane są wszelkie aspekty wiejskiego życia: podwórko, zwierzęta hodowlane, uprawa roślin (traktory! kombajny! pługi!). Wszystko przywodzi na myśl taką sielską, anielską wieś. Są w treści i ilustracjach pewne lekkie „wtopy”, ale widząc jak bardzo książka angażuje nasze dziecko, wybaczam wszystko.
Lubimy też:
NOWE PRZYGODY BOLKA I LOLKA. Nasz pięciolatek uwielbia zarówno stare, filmowe przygody tej dwójki, jak i współczesne, pisane przez wielu autorów, a czytane przez rodziców. Ponieważ każdy rozdział to osobna historia, są idealne do poduszki. Polecam z czystym sumieniem; przygody są różnorodne, ale trzymają poziom.
A na koniec bardzo serdecznie ppolecam to:
EMIL ZE SMALANDII. Niezawodna Astrid Lindgren. Ciekawe, charakterystyczne postacie, wartka akcja, potężna dawka humoru. Mnie Emil bawi bardzo, naprawdę z przyjemnością o nim czytam. Mały niezłośliwy psotnik (chce dobrze, a wychodzi jak zwykle), za karę zamykany w drewutni, gdzie struga ludziki. Myślę, że książka przypadnie do gustu wszystkim małym i nieco starszym chłopcom, bo identyfikując się z bohaterem mogą rozrabiać na jego konto. Żartobliwe powiedzonko „Tyyyymon, do drewutni!” i ostrzegawcze „oj, chyba będzie nowy ludzik” wdarły się już do naszego domu. Książka ma jeszcze jedną zaletę, za którą ją uwielbiam: jej okładka jest bardzo przyjemna w dotyku; szkoda, że monitor tego nie oddaje. A może dobrze?
A kto z Was pamięta serial telewizyjny o Emilu? Niegdyś mój ulubiony! (O rety, jestem stara…)
Dzięki, Jagoda, za zdjęcia:) Dziękuję też Mężowi, on wie za co.
Więcej na mojej stronie
-
Bugi
-
http://www.elementarzmamy.pl/ Izabela
-
-
Karola
-
http://www.befamily.pl Be Family
-
http://www.elementarzmamy.pl/ Izabela
-